Całe rekolekcje były dla mnie głębokim doświadczeniem porządkowania relacji ze sobą i z innymi ludźmi. Uzdrawiające było dla mnie spojrzenie z dystansu na siebie i swoje życie od jego pierwszych chwil, choć myślałam, że już wiele razy to robiłam. Jednak konferencje tak bogate w treść i w naukę płynącą z wielu różnych nauczycieli życia duchowego pomogły mi głębiej, a może po prostu inaczej zrozumieć swoją historię i wziąć za nią odpowiedzialność. Bardzo mi się podobało bliskie mojemu sercu ciągłe przeplatania się psychologii z duchowością widoczne też w kartach pracy. One też nieraz zaskakiwały mnie nowym, szerszym punktem widzenia, który zawsze prowadził do przyjmowania siebie i innych w swoim sercu. Choć nie zawsze dobrze się czuję w tego typu medytacjach, to przez Martę czułam się bardzo dobrze i czule prowadzona. Już pierwsza medytacja była dla mnie przełomową, Pan pozwolił mi wejść w siebie, do Niego, gdzie chyba jeszcze nigdy nie byłam. Medytacja o relacji z ojcem pozwoliła mi chyba po raz pierwszy zobaczyć Boga jako tego, z którym się śmieję, z którym rozmawiamy o mnie, który jest zainteresowany mną i z którym jestem w zażyłości po prostu taka jaka jestem, a medytacja “na krzesłach” sprawiła, że mogłam przyjąć swoje wewnętrzne dysonanse i je nawet ukochać. Ciężko takie doświadczenie ubrać w słowa, a doświadczyłam podczas tych rekolekcji wiele, bo cały ten czas był dla mnie prawdziwym błogosławieństwem, pogodzeniem się ze sobą, ze swoim życiem, zobaczeniem na nowo siebie i innych jako bezbronne pogubione dzieci, ale dzieci samego Boga, Boga bardzo bliskiego, bardzo czułego, otwartego na mnie, na każdego. Jeszcze mocniej mówię sobie teraz słowami ukochanego Psalmu 131, 2: “Zaprowadziłem ład i spokój w mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę, tak we mnie jest moja dusza”. 🙂